Informacje

avatar

visvis
z miasta Dąbrowa Górnicza
2247.22 km wszystkie kilometry
636.68 km (28.33%) w terenie
5d 16h 53m czas na rowerze
16.42 km/h avg

Kategorie

Góry bliższe i dalsze.8 Hiszpania.43 Jura.8 o wszystkim i o niczym.10 okolice domu bliższe i dalsze.52

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

Moje rowery

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy visvis.bikestats.pl

Zdjęcia



Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2010

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Kilka słów o czterech kołach

Piątek, 17 grudnia 2010 | dodano:17.12.2010 | linkuj | komentarze(0)
Kategoria Hiszpania, okolice domu bliższe i dalsze
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h
0.00 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Upały, plaże, morze, ocean, palmy, skąpo ubrane albo prawie całkiem rozebrane dziewczyny, wszechobecne latawce do kita czy żagle windsurfingów – to wszystko tworzyło jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny klimat Tarify. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która to wszystko uzupełniała, a będąc facetem muszę o tym wspomnieć – tarifiańskie samochody.

Niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o popularność, zdecydowanie jest Volkswagen Transporter T3, zwłaszcza w wersji Westfalia czyli w wersji kempingowej. Kiedy snuliśmy się promenadą wzdłuż plaży, zwłaszcza wieczorami można było spotkać dziesiątki takich właśnie samochodów, w których koczowali wszelkiej maści miłośnicy wiatru. Jednym z nich jest nasz znajomy ze Słowenii – Jerney, który swojego Volkswagena kupił w maju i przyjechał nim do Tarify z samej Słowenii.

Pisząc o „T trójce” należy też wspomnieć o tym, że właśnie dzięki swej popularności w Tarifie stał się on jednym z nieoficjalnych symboli tego surferskiego miasteczka. Dowodem na to niech będzie opublikowane już wcześniej zdjęcie mojej pamiątki z Tarify – magnesiku na lodówkę. A jest to tylko jeden z wielu gadżetów z podobiznami hipisowskiego Volkswagena.

Przyglądając się przez 3 tygodnie andaluzyjskiej motoryzacji można dojść do wniosku, że tutaj nikt nie przejmuje się czym jeździ. Najważniejsze, żeby miało cztery koła, silnik, było najlepiej koloru białego, można było do tego czegoś zapakować jak najwięcej szpeju, no i żeby było w stanie przewieźć nas z punktu A do punktu B. Wiele z pojazdów, które tutaj były na drogach codziennością u nas dawno już grzałyby miejsce na szrocie – zdezelowane busy Mercedesa, doskonale pamiętające chyba jeszcze lata 70, zapomniane już przez świat stare Renówki czy ledwo trzymające się kupy (czasem miałem wrażenie, że tylko dzięki lakierowi) terenówki :)

Jednym słowem – pełna drogowa egzotyka :)